poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział V: Sama w domu


Rozdział V: Sama w domu


-Mam dziś wieczorem spotkanie biznesowe. – poinformowała mnie Cel, gdy kończyłam jeść drugą porcję spaghetti i rozglądałam się po kuchni. Siedziałyśmy przy czteroosobowym stole z ciemnego drewna, takiego samego z jakiego były zrobione szafki. Ściany miały lekko beżowy kolor, na podłodze były ułożone panele. Wszystko było ładnie do siebie dopasowane, a kuchnia była nowocześnie wyposażona. W takiej kuchni, to nawet ja mogłabym z wielką chęcią coś ugotować.  Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Yhm – mruknęłam z pełna buzią.
-Możesz zostać sama? Dobrze się już czujesz? – zapytała z troską w głosie. Przełknęłam jedzenie zanim odpowiedziałam.
-Oh, jasne. Nie martw się. Tylko, hm…
-Co?
-Muszę pozwiedzać – uśmiechnęłam się. – Tak więc spoko, będę miała zajęcie na wieczór.
-O niee. Muszę Ci pokazać gdzie co jest. – usłyszałam w jej głosie niedawny entuzjazm.
-Okej. Niech ci będzie. – zaraz zerwała się z miejsca.
-No chodź!
Posłusznie poszłam za nią. Minęłyśmy salon w którym leżałam wcześniej. Dopiero teraz zauważyłam że jest ogromny. Sofa i beżowe fotele otaczały niewielki szklany stoliczek na którym Cel ustawiła kompozycję kwiatową, naprzeciwko ładnych mebli był kominek, a nad im wisiał telewizor. W rogu stała etażerka, a na niej kolejny bukiet kwiatów. Ściany miały delikatny fioletowy odcień. Do ogrodu prowadziły duże, rozsuwane, szklane drzwi, które zajmowały 1/3 ściany.
Poza tym na dole znajdowała się też łazienka, do której zajrzałam tylko przelotnie – urządzona była na niebiesko-biało. Niebiesko-białe kafelki na podłodze i ścianach, błękitne ściany nad kafelkami, biały prysznic i wanna na których były niebieskie wzory, nawet ręczniki leżące na półce były w różnych odcieniach niebieskiego.
-Wariatka – powiedziałam do Cel. Uśmiechnęła się radośnie.
 W rogu salonu znajdowały się duże schody z jasną, drewnianą, zdobioną barierką. Zaczęłam wtaczać mój tyłek po nich, idąc zaraz za Cel.
-I jak wrażenia? – zapytała.
-Noo, nawet ok. – zaczęłam marudzić, a ona spochmurniała. – No żartuję przecież Celeste. Jak na razie jest bosko. – od razu się rozpromieniła.
 -Wiedziałam, że ci się spodoba. Ale poczekaj, jeszcze dużo zostało do obejrzenia.
-W to nie wątpię – mruknęłam cicho. Zaśmiała się.
Weszłyśmy na piętro.
Dwie ściany były beżowe a dwie fioletowe, jednak tu fiolet miał cieplejszy odcień niż w salonie. Gdzieniegdzie na ścianach były powieszone obrazy przedstawiające krajobrazy, oczywiście nie zabrakło też kwiatów. Poza tym było tu kilka par drzwi.
-Te są do Twojego pokoju. – powiedziała z uśmiechem Cel.
Otworzyłam je i zamarłam.
-Wow! – tylko tyle byłam w stanie wymówić.
Pokój był niesamowity. Ściany w kolorze jasnego cappuccino, na podłodze panele i puchaty biały dywan. Centralne miejsce zajmowało ogromne, zapewne bardzo mięciutkie łóżko, na którym leżało mnóstwo poduszek. Obok łóżka na szafce stała lampka, która żółtym blaskiem swojego światła sprawiała, że było tu jeszcze przytulniej. Po przeciwnej stronie łóżka, niedaleko drzwi było biurko z moim laptopem, a obok mała sofa i stolik. Dalej znajdowały się szklane drzwi wychodzące na balkon, z którego było widać ogród. Nad drzwiami wisiały delikatne białe zasłony, ale na górze zauważyłam też rolety.
-Zobacz tam – Celeste wskazała drzwi niedaleko nas. Podeszłam do nich.
-Och – wyrwało mi się. Moja własna łazienka była urządzona podobnie do tej na dole, tyle, że zamiast niebieskiego dominowały tu takie kolory jak róż, fiolet, czerwień – oczywiście wszystko było ładnie stonowane i pasowało do siebie. Wyszłam stamtąd i skierowałam się do rozsuwanych drzwi obok.
-To tylko szafa – krótko skomentowała Cel, ale na jej ustach czaił się tajemniczy uśmiech.
Rozsunęłam drzwi.
-Tak, faktycznie tylko szafa. – skwitowałam. – Tyle, że to ogromna szafa. Z osobną półką na buty. Natomiast ubrania były ładnie ułożone, według kolorów. Zamknęłam moją idealnie jak nigdy uporządkowaną szafę i jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju.
-Jest nieziemski! – wykrzyknęłam i uściskałam Cel.
-Dziękuję – promieniała z radości. – Moja sypialnia to trzecie drzwi po prawej. Naprzeciwko jest jeszcze jedna łazienka – uniosłam brwi zdziwiona, ale ona nie skomentowała tego, tylko ciągnęła dalej – Jak przyjedzie Lexi…
-Kto?
-Alexis – Twoja kuzynka, będzie mieszkała w pokoju obok twojego. O tu – pokazała ręką drzwi, gdy wyszłyśmy na korytarz. Potem zerknęła na zegarek. – Poradzisz sobie? Ja będę musiała zaraz lecieć. W lodówce i szafkach w kuchni masz pełno jedzenia, chociaż po tym spaghetti to nie wiem, czy będziesz coś jeszcze jadła.
-No racja, racja. – zaśmiałam się – nie martw się, poradzę sobie.
-To dobrze. – zaczęła iść w stronę schodów.
-Yyy, Celeste? – zapytałam.    
 -Tak?
-A tamte drzwi? – wskazałam na najbardziej oddalone drzwi gdzieś niedaleko kąta, które z niewiadomych powodów mnie zaciekawiły. Zawahała się.
-Tam to tylko taki składzik. Nic nie ma ciekawego, jakieś materiały budowlane i to wszystko.
- Aha. Fajnie. Baw się dobrze – rzuciłam lekko.
            - Dzięki. – podeszła i ucałowała mnie w czoło. - Uważaj na siebie i nie siedź do późna. I pamiętaj że nie możesz wychodzić, masz szlaban. Pa.
            -Cześć ciociu. – uśmiechnęłam się. Poszła. Usłyszałam trzask frontowych drzwi, i dźwięk odpalanego samochodu. Wyjrzałam przez okno, pojechała.
Hm… zamyśliłam się i rozejrzałam. Co by tu zrobić. Sama w tak ogromnym domu. Rzuciłam się na łóżko z rozbiegu rozwalając część poduszek.
-Ale super! – wykrzyknęłam i zaczęłam się śmiać. Gdy już mi przeszła głupawka zorientowałam się, że jest bardzo cicho. Wygrzebałam więc słuchawki i włączyłam muzykę na full. Od razu lepiej, uśmiechnęłam się do siebie. Znalazłam w szafie piżamę i postanowiłam iść do mojej łazienki wziąć prysznic.
-Ale najpierw może, hm… - zamyśliłam się – pójdę po jakieś żelki czy coś. Potrzebuję trochę cukru we krwi. Wyskoczyłam z pokoju podrygując do taktów muzyki. Zeszłam do kuchni, pomyszkowałam po szafkach, znalazłam żelki i sok pomarańczowy. Pomaszerowałam radosna na górę z moimi zdobyczami.
Nagle moje serca zaczęło mocniej bić. Odwróciłam się, i lekko podskoczyłam. Wydawało mi się, że za dużymi drzwiami salonu widzę jakiś cień.
-Głuptasku, czego się boisz? – zbeształam siebie – to pewnie tylko jakiś ptak.
Poszłam na górę nie odwracając się już za siebie. Weszłam do pokoju i odpaliłam laptopa. Podłączyłam do niego głośniki, dzięki czemu mogłam już zdjąć słuchawki. Gdy było głośniej od razu poczułam się raźniej. Podeszłam do drzwi na balkon, otworzyłam je delikatnie i wyszłam. Noc była śliczna i ciepła. Na niebie świecił księżyc w pełni, a wkoło migotały gwiazdy. Przezornie nie patrzyłam w dół, na ogród. Zawiał lekki wiaterek. Zadrżałam i weszłam do środka zamykając drzwi i zasuwając rolety.
Otworzyłam paczkę żelków, wyłowiłam kilka zielonych i zjadłam. Nagle coś usłyszałam. Trzaśnięcie drzwi? Nie możliwe, pewnie to moja wyobraźnie płata mi figle. Napiłam się trochę soku i zaczęłam przeszukiwać laptop w poszukiwaniu jakiegoś filmu do obejrzenia. Poczułam wibrację telefonu. No tak, Robert dzwoni. Zupełnie zapomniałam o randce.
-Kochanie?
-Cześć, cześć.
-Czemu się nie odzywasz? Co się dzieje?
-Nic, przeprowadziłyśmy się dziś.
-O już? To gdzie teraz mieszkasz?
-Na jakimś zadupiu, ale za to dom jest ładny.
-Powiedz gdzie to jest to zaraz wpadnę po ciebie.
-Nie. Nie mogę wyjść. Mam szlaban, trochę chamsko się zachowałam w stosunku do ciotki.
-Żartujesz? Daj mi ją do telefonu, zaraz z nią pogadam.
-Nie, nie, nie. Nie ma jej.
-No to Mała, na co czekasz? Możesz wychodzić.
-Lepiej nie, jestem zmęczona.
-Jesteś pewna – wyraźnie posmutniał.
-Tak, wiem to na pewno.
-Dobranoc Kotku.
-Taa, dobranoc.
Rozłączyłam się. Nie miałam ochoty ani na rozmowę ani na spotkanie z nim. Nie dziś. Zamyśliłam się i nawet nie zobaczyłam, że w domu znowu stało się bardzo cicho. Lista odtwarzania się skończyła, dopadłam kompa, żeby włączyć ją od nowa.
-Aa! – krzyknęłam. Teraz mi się nie wydawało, coś trzeszczało. Jakiś dźwięk dobiegał z korytarza. Okay, oglądam horrory, niemożna iść w stronę dźwięku. Najlepiej zaszyć się w jakimś pokoju i poczekać na kogoś, ale nie mogłam siedzieć w miejscu.
Znowu usłyszałam trzask. Włączyłam muzykę, ale ściszyłam ją trochę. Powoli wychyliłam nos za drzwi pokoju. Wszędzie było pusto. Spojrzałam w stronę drzwi składziku. Nic. Zawróciłam do mojego pokoju.
Trzask!
Znowu! Stanęłam w bezruchu. Powolutku obróciłam się. Nagle dało się słyszeć ogromne trzaśnięcie i skrzypienie. Znowu spojrzałam, tym razem podejrzliwym, wzrokiem na składzik. Zaczęłam się bać.
Poukładałam sobie kilka faktów, Cel wychodzi dwa razy w miesiącu na jakieś  tam spotkania. Zawsze wraca bardzo późno, zerknęłam na zegarek, była 21:12.
-Wróci dopiero za kilka godzin - wyszeptałam do siebie drżąc. Pomyślałam, że mogę wyjść stąd. Ale nagle przypomniał mi się cień za drzwiami do ogrodu i zimny dreszcz, który mnie przeszedł na balkonie. Zostanę - zdecydowałam. Szczerze mówiąc, już nie miałam ochoty zwiedzać tego domu, ale musiałam się dowiedzieć co wydaje te dźwięki. Coś mnie tam ciągnęło. Może to po prostu ciekawość, może moja głupota. A może po prostu to tylko zwykły przeciąg, ciotka nie zamknęła jakiegoś okna i tyle.
            Wyszłam na korytarz. Podeszłam do drzwi pokoju Cel i zatrzymałam się, dalej widniała klapa w suficie, zapewne na strych. Brrr… Nie lubiłam takich miejsc
BUM.
Aż podskoczyłam. Znowu spojrzałam w stronę odległego pokoju. Dziwne.
Co tam jest?
BUM.
Zaskrzypiały drzwi. Teraz wiedziałam dokładnie, które to drzwi wydaja e dźwięki. Te od dziwnego pokoiku-składziku. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. O rany, może lepiej wrócić do pokoju? Obejrzałam się. Nie! Nie mogę. Zrobiłam krok do przodu. Nic. Zapadła głucha cisza. Nawet nie słychać już było muzyki z mojego pokoju. Drugi krok. Spojrzałam niepewnym wzrokiem na drzwi, a potem rozejrzałam się po korytarzu, na wszelki wypadek notując w pamięci wszystkie dostępne drogi ucieczki. Dobra, idę - postanowiłam w myślach. No bo co tam może być? Na pewno nic strasznego. Zrobiłam kolejny krok, następny…
            Tępa cisza w całym domu. . Czułam jak cała drżę, dosłownie się trzęsłam ze strachu, a zimny pot oblewał mi plecy. Ale szłam dalej, jak zahipnotyzowana. Już wiedziałam, że dziś muszę tam wejść. Już podjęłam decyzję. Kolejne kroki. Stanęłam przed drzwiami. Wyciągnęłam rękę, żeby je otworzyć, zawahałam się. Opuściłam ją.
            -No dalej, dasz radę – szepnęłam do siebie drżącym głosem. Wyciągnęłam znowu rękę, położyłam na klamce. Nacisnęłam… I nic. Drzwi były zamknięte na klucz.
            Odetchnęłam z ulgą. Pomimo tego, że coś mnie tam ciągnęło, to i tak się przeraźliwie bałam. Obróciłam się tyłem i zaczęłam iść w stronę swojego pokoju lekko się rozluźniając.
Trzask i skrzypienie spowodowały, że momentalnie, cała drżąc ze strachu obróciłam się. Drzwi były lekko uchylone. Zmrużyłam oczy. Co jest do cholery?!
            Wzięłam głęboki oddech. Podeszłam do nich. Popchnęłam lekko i zajrzałam do środka. W pokoju było dość jasno, była pełnia, więc księżyc świecił mocno i jego blask wpadał przez okno. Weszłam trochę dalej. Strach nieco odpłynął.
            -Wow! – szepnęłam.

1 komentarz:

  1. fajne opowiadanie , ciekawie się czyta . Czekam na dalsze rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń