...niecałe 16 lat później
Rozdział I: Pierwszy sen
Leżałam
na łóżku słuchając ulubionej muzyki. Było już późno, koło 24.30. Ech powinnam
już zasnąć, bo znowu w szkole będę jak żywe zombie. Zamknęłam oczy.
Obudził
mnie dziwny szum, jakby strumienia. Przewróciłam się na drugi bok i spadłam na
zimną ziemię.
-Co jest u
licha?! - Zdenerwowałam się. Otworzyłam oczy i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam,
że jestem w jakimś parku?. Wstałam z ziemi i chciałam usiąść na łóżku, ale
zamiast tego tylko krzyknęłam i klapnęłam na ziemię.
-Co się tu
dzieje? - Moje łóżko zniknęło. Jak to możliwe, przecież było tu przed chwilą?
Ono naprawdę zniknęło.
-Nie no, to
się nie może dziać naprawdę. Chyba jestem stuknięta. Znikające łóżko? -
Zaczęłam mówić sama do siebie.
-Nie jesteś
stuknięta. - Usłyszałam nad sobą głos. Podniosłam głowę. Tuż przede mną stał
nieziemsko przystojny chłopak i wyciągał do mnie rękę. Pomógł mi wstać.
- Jestem
Christopher, ale mów mi Chris. - Przedstawił się.
-A ja jestem
zachwycona. - O rany, co ja wygaduję. Usłyszałam jego śmiech. Och on naprawdę
zaraz pomyśli, że jestem stuknięta. Zawszę muszę się wygłupić.
-To znaczy
jestem Samantha. Odpowiedziałam i oczywiście czerwona jak burak gapiłam się na
niego.
-Miło mi cię
poznać Samantho – Uśmiechnął się do mnie. A ja jak zwykle znowu zarumieniłam
się. Oczywiście nie uszło to jego uwadze i znowu się zaśmiał.
-Może się przejdziemy?
– Zaproponował.
-Chętnie. – Odpowiedziałam,
rany i znowu ten rumieniec. Powinnam się, leczyć. Wziął mnie za rękę i
poszliśmy w stronę przepięknej fontanny skąpanej w blasku słońca. Utkwiłam swój
wzrok w girlandach kwiatów mijanych po drodze żeby nie rozpraszać swojej uwagi
urodą chłopaka. Ciągle dręczyła mnie jedna rzecz, więc o nią zapytałam:
-Chris, co my
właściwie tu robimy?
-Hm… ty mi to
powiedz, to twój sen. - I znów obdarzył mnie tym swoim niebiańskim uśmiechem.
Zarumieniłam się i odwróciłam twarz.
-Mój sen? Byłam
w szoku. Mimo że nie powinnam. Przecież tacy chłopacy nie istnieją
naprawdę. To tylko wytwór mojej
wyobraźni.
Doszliśmy właśnie do fontanny. Chris usiadł
na jej skraju i uśmiechną się zachęcająco do mnie. Usiadłam obok niego. Czułam
się cudownie. Nigdy go nie spotkałam, ale czułam jakbym znała go od zawsze.
Szum
fontanny, śpiew ptaków i ja z tym cudownym chłopakiem, czy jest jeszcze coś
potrzebne do życia? Wątpię. Zanurzyłam dłoń w chłodnej wodzie, a potem
spojrzałam na Chrisa. Przyglądał mi się uważnie.
- Co? – zapytałam. Uśmiechnął się tylko.
- Co? – zapytałam. Uśmiechnął się tylko.
Też się
uśmiechnęłam trochę zmieszana.
Patrzyliśmy
na siebie w milczeniu. Właściwie to w całym naszym spotkaniu przeważała cisza,
ale nie było to jakieś niezręczne milczenie, tylko cisza, która mogła natchnąć.
Cisza, kiedy wsłuchiwaliśmy się w szmer fontanny… cudowna cisza.
Wciąż na
siebie patrzyliśmy. Chris podniósł swoją rękę i dotknął nią delikatnie mojego
różowego policzka. Uśmiechnęłam się zachęcająco i zaczęłam powoli pochylać w
jego stronę i nagle aż podskoczyłam. Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, zupełnie
nie pasujący do tego pięknego miejsca. Zaczęłam myśleć, czym jest znajoma
melodia. Ahh, stuknęłam się ręką w czoło. Mój budzik w telefonie wydaje takie
dźwięki. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, żeby wyłączyć go. Ale telefonu tam
nie było, a dźwięk był coraz głośniejszy, zatkałam sobie uszy jak małe dziecko.
Nagle
wszystko zaczęło się rozmywać. Została tylko ciemność. Otworzyłam oczy.
-Ałć.
– Jęknęłam i złapałam się za głowę. Strasznie bolała. Podniosłam się z łóżka,
chwyciłam ręką komórkę i rzuciłam nią o ścianę. Rozpadła się na 3 części, ale
przynajmniej budzik się wyłączył. Szybko odszukałam moje kapcie i poszłam do
łazienki ochłonąć po tej dziwnej nocy.
.
***
Tak
jak to oczywiście trafnie przewidziałam w szkole byłam ledwo żywa. Teraz chyba siedzę na fizyce, aczkolwiek nie jestem
pewna. Hm… raczej tak, bo nauczyciel nawija cos o jakimś Newtonie. Chyba zaraz
zasnę, jestem wykończona tą nocą. Ała, złapałam się za głowę i zacisnęłam
mocniej powieki. Musze przestać o tym myśleć, bo moja głowa chyba naprawdę
eksploduje… Zaczęłam zasypiać.
-
Samantha… Sam? Samie!!! – usłyszałam głośne krzyki mojej przyjaciółki tuż nad
uchem.
-
Spadaj Ash. – wymruczałam wkurzona że mnie budzi.
-
Halo! Samie! Zbudź się! Bo ci przywalę przysięgam – usłyszałam groźbę Ash.
-
Jasne, jasne. Ale teraz daj mi spać. Padnięta jestem. – nagle usłyszałam jakieś
śmiechy, zdziwiona zaczęłam podnosić głowę – Auuu! – zawyłam.
-
Ostrzegałam cię.
-Okej,
luz. Co to za śmiechy? – rozejrzałam się dookoła – O nie – jęknęłam. Cała
klasa, włącznie z facetem od fizy śmiała się ze mnie. Fajnie. Totalna
kompromitacja. Czułam jak policzki mi płoną żywym ogniem.
-No, no,
panno Waynee, a podobno przewodniczący klasy powinien dawać przykład innym –
zaczął fizyk, a ja posłałam mu uśmiech aniołka.
-Proszę się nie martwić i tak nikt na to nie zwraca uwagi.
-Czyżby? – zobaczyłam u niego minę, która nie zwiastuje nic dobrego – Na następną lekcję chcę widzieć wypracowanie o życiu Newtona.
- Że co?! – wydarłam się. - Pan chyba żartuje? To niesprawiedliwe!
-Niesprawiedliwe ? Młoda damo, przystopuj trochę jeśli nie chcesz zarobić uwagi. – spojrzał do dziennika i uśmiechną się – kolejnej uwagi.
-Proszę się nie martwić i tak nikt na to nie zwraca uwagi.
-Czyżby? – zobaczyłam u niego minę, która nie zwiastuje nic dobrego – Na następną lekcję chcę widzieć wypracowanie o życiu Newtona.
- Że co?! – wydarłam się. - Pan chyba żartuje? To niesprawiedliwe!
-Niesprawiedliwe ? Młoda damo, przystopuj trochę jeśli nie chcesz zarobić uwagi. – spojrzał do dziennika i uśmiechną się – kolejnej uwagi.
***
Tak
to fakt …Nie jestem aniołem. Mam najwięcej uwag z całej klasy. Ale to dlatego
że bronię moich przyjaciół i mojego zdania jak lwica, a wiadomo co się ma za
pyskowanie do nauczycieli. Normalnie jestem miłą osobą. Jestem też
najpopularniejsza wśród licealistów. Piękna, urocza, zabawna Samantha A.
Waynee – oto ja! I wcale się nie przechwalam. Ludzie mnie uwielbiają. Każdy
chce się ze mną przyjaźnić. Dlaczego? Nie wiem, bo jestem miła? Chyba tak.
W
tak małym mieście są 3 opcje do wyboru – albo jesteś zwykłym śmiertelnikiem, na
którego nikt nie zwraca uwagi, ot masz swoje życie, jakichś tam przyjaciół i to
wszystko. Możesz być też totalnym dziwadłem. Oo tak, u nas jest pełno takich.
Oni zapewne są z tej krwawej części miasta, są mega-dziwni (przyznam, że trochę
mnie fascynują, ale na tym to się kończy). Nie da się ich jednoznacznie opisać,
trzymają się sami, z daleka od innych ludzi, z nikim nie gadają, rzucają ponure
spojrzenia innym, ubierają się dziwnie i czasem ma się wrażenie, że chcę nas
pożreć (oczywiście w przenośni). Nas czyli normalnych ludzi – popularnych.
Najlepszych w tym mieście. Jest nas tu trochę. Zawsze jest u nas wesoło, mamy
własna paczkę, i mnóstwo znajomych. Przeciętni ludzie chcę się z nami
kumplować. Ciągle imprezujemy, ale też dobrze się uczymy. A ja jestem królową.
Przewodniczącą szkoły. 2-krotnie wybrana na królową balu w liceum, a w
gimnazjum to już nawet nie potrafię zliczyć tych nagród.
W sumie, nic dziwnego. Dbam o
siebie, jestem miła dla ludzi, zawsze staję po słusznej stronie, jestem
sprawiedliwa, potrafię bronić swoich poglądów (stąd te uwagi w dzienniku).
Chyba ci ludzie mnie za to lubią, albo dlatego że moja ciotka ma kasę. Niee,
odrzucam tą drugą opcję. To nie możliwe.
Nasze
miasteczko to Crysstal Gates (kiedyś miało jakąś nazwę związaną z krwią, ale
potem rada miasta uznała że zmieni ponurą nazwę na coś odjechanego – to było
jakiś wiek albo dwa temu, więc teraz zamiast w krwawej bramie mieszkamy w
kryształowej bramie, postarali się, nie ma co). Jak każde miasto Crysstal Gate
ma też swoje legendy, u nas to było coś w stylu jakichś potworów, jakiegoś
piekła i innych tego typu rzeczy. Skąd to wiem? Uwielbiam różne dziwne rzeczy.
A w starej bibliotece są jakieś stare zapisy na temat miasta. A ja kocham fantastykę.
Dosłownie pożeram książki o wampirach, wilkołakach, demonach, czarownicach,
aniołach i innych fantastycznych stworzeniach. Wydaje mi się to fascynujące,
mogę uciec w świat fantazji, w zupełnie nierealny świat, tak inny od mojej rzeczywistości.
Tak wiem, jako popularna dziewczyna chodzę ciągle na imprezy, nie narzekam na
brak znajomych, ale nawet będąc wśród tych wszystkich ludzi czuję jakąś pustkę.
Czuję się samotna. A nawet czasem (nie lubię się do tego przyznawać) mam
wrażenie, że mam coś wspólnego z ponurakami (dziwadłami).
-Sam?
Żyjesz? – usłyszałam śmiech Roberta.
-Oh,
tak, tak. Zamyśliłam się trochę.
-Twoja
ciotka po ciebie właśnie przyjechała.
-Tak?
Ojej, to muszę już lecieć. Do zobaczenia! – cmoknęłam mojego prawie-chłopaka w
policzek i pobiegłam do samochodu ciotki.
Już lubię tego Chrisa ;D
OdpowiedzUsuń